Znani, nie znani

Strona poświęcona sportowcom znanym, ale też tym, o których świat nie słyszał.


Czerwiec 07, 2019

Bjoerndalen-Król biathlonu!

Ole!

Ole Einar Bjoerndalen- najlepszy zawodnik wszech czasów

29 grudnia 2018 roku to data, która na zawsze przejdzie do historii biathlonu. Tego dnia skończyła się bowiem pewna epoka. Areną owego niesamowitego wydarzenia był stadion w Gelsenkirchen, a udział w tych zawodach był ostatnim oficjalnym startem w karierze trojga czołowych biathlonistów świata.

Największą gwiazdą imprezy był bez wątpienia Ole Einar Bjoerndalen, który startował w parze ze swoją małżonką Darią Domraczewą. Dla Białorusinki to również był ostatni start w karierze. Zawody World Team Challenge wybrał na swoje pożegnanie ze światową czołówką także Rosjanin Anton Szipulin.

Parze Bjoerndalen/Domraczewa nie udało się zakończyć kariery ze zwycięstwem. Zarówno w biegu ze startu wspólnego jaki i biegu na dochodzenie triumfowała włoska para Dorothea Wierer i Lukas Hofer. Małżeństwu Bjoerndalen oba starty zakończyło na trzecim miejscu. W drugim z nich tuż przed metą Norweg biegł  na czwartym miejscu. Jednak zajmujący trzecią pozycję Niemiec Benedik Doll zatrzymał się przed finiszem, poczekał i przepuścił mistrza.

Jednak nie wygrana była tu najważniejsza. Zawody w Gelsenkirchen nie byłyby tak wyjątkowe, gdyby nie fakt, że startujący w nich Ole Einar Bjoerndalen to prawdziwa legenda biathlonu. Pasmo jego wielkich sukcesów trwało nieprzerwanie przez kilkanaście lat.

Początki legendy

„Król biathlonu” urodził się 27 stycznia 1974 r. w Drammen. Dorastał na farmie we wsi Simostranda wraz z czworgiem rodzeństwa. Już jako dziecko interesował się wieloma dyscyplinami sportu. Miłość do biathlonu zaszczepił w nim starszy brat Dag, z którym kilka lat później rywalizował na zawodach rangi mistrzowskiej.

Gdy w wieku 16 lat trafił do akademii sportowej w Geilo trenował biegi narciarskie oraz biathlon. Nie mógł się zdecydować z czym chce związać swoją przyszłość. Ostateczną decyzję podjął rok później, po bardzo udanym starcie na mistrzostwach świata juniorów. Tak rozpoczęła się jego poważna przygoda z biathlonem, która trwała ponad dwadzieścia pięć lat.

W światowej czołówce po raz pierwszy wystartował w 1993 r. w Kontiolahti, zajmując 29 miejsce.  Następne starty były już tylko niekończącym się pasmem sukcesów. Norweg ma na koncie 95 zwycięstw w zawodach Pucharu Świata, w tym jedną wygraną w biegach narciarskich, a także sześć dużych Kryształowych Kul oraz dziewiętnaście małych za wygrane w poszczególnych konkurencjach. W mistrzostwach świata wywalczył 45 medali  (20 złotych, 14 srebrnych i 11 brązowych). Ponadto uczestniczył w 6 igrzyskach olimpijskich, z których przywiózł 13 medali w tym, aż osiem złotych.

Gdyby nie wygrane Marit Bjoergen podczas ostatnich igrzysk olimpijskich w Pjongczang, Bjoerndalen byłby najbardziej utytułowanym zimowym olimpijczykiem w historii.

Nie wszystko można wygrać

Mimo tak licznych sukcesów Ole nie zawsze zwyciężał. Zawsze jednak źle znosił porażki.      W jego karierze zdarzały się biegi przegrane. Jeden z takich startów, bardzo dobrze zapamiętany przez polskich kibiców biathlonu, miał miejsce podczas zimowej olimpiady w Turynie w 2006 roku. Była to ostania z rozgrywanych konkurencji-bieg ze startu wspólnego. „Król biathlonu” był wówczas dwukrotnym mistrzem świata w tej rywalizacji i jednym z głównych faworytów do zwycięstwa. Plany pokrzyżował mu jednak nie tylko Michael Grais, ale również Tomasz Sikora. Srebrny medal Polaka był dużym zaskoczeniem i powodem do euforii dla polskich kibiców. O. E. Bjoerndalen wracał z Turynu wściekły i niezadowolony, gdyż nie udało mu się zdobyć ani jednego złotego krążka i obronić żadnego z mistrzowskich tytułów osiągniętych w Salt Lake City.

Perfekcja w każdym calu

Każda porażka motywowała Skandynawa do cięższej pracy, przekraczania barier, bicia kolejnych rekordów. Nigdy w czasie swojej kariery sportowej ani w życiu prywatnym nie zadowalał się małymi sukcesami, ponieważ zawsze dążył do perfekcji.

Doskonały musiał być on sam i jego wyniki sportowe, ale także otoczenie, w którym przebywał. Już jako nastolatek uznał, że aby osiągnąć to, co jest jego marzeniem, nie może pić alkoholu. Jak sam mówi, ostatni raz próbował go w wieku 12 lat i od tamtego czasu po dziś dzień jest abstynentem. Choć może teraz już nie, bo kariera przecież zakończona i ogromna kolekcja medali też zdobyta…?!

W dążeniu do osiągnięcia biathlonowego mistrzostwa Bjoerndalen przywiązywał chorobliwą wagę do czystości i sterylności oraz wykazywał perfekcyjną dbałość o tę sferę swojego otoczenia. Według anegdoty jeździł  na zawody z odkurzaczem, ponieważ twierdził, iż hotelowe sprzątaczki są niezbyt dokładne.

Być może to właśnie mania nieskazitelnej czystości zmotywowała go do zakupu 20 tonowej ciężarówki, będącej domem na kółkach. W mobilnym domu Mistrza jest sześć sypialni, w pełni wyposażona kuchnia i łazienka, centrum fitness z mechaniczną bieżnią oraz mini laserowa strzelnica. W ciągu kilku ostatnich lat to właśnie ten „bus” był jego bazą noclegową        i treningową podczas zawodów.

Brak miejsca na miłość…?

Wydawać by się mogło, że „Król biathlonu” skupiony w stu procentach na sobie i na własnej karierze, w dodatku zimny Wiking, nie jest skłonny do miłosnych uniesień. A jednak!

Serce Ole jest pełne miłości. Aktualnie jest po raz drugi żonaty i póki co, nic nie zapowiada zmian. Obie żony mistrza były biathlonistkami, więc nawet w miłości Norweg nie ucieka od swojego zawodu. Pierwszą małżonką była Włoszka-Nathalie Santer, jedna z czołowych zawodniczek lat dziewięćdziesiątych. Małżeństwo z nią trwało 6 lat i zakończyło się rozwodem. Dla pięknej Nathalie Bjoerndalen całkowicie stracił głowę. Na igrzyskach w Salt Lake City nagminnie łamał zakaz widywania się, by zaopiekować się chorą drugą połówką. Mimo tego, iż często przed startami chodził w maseczce i nie wychodził z lśniącego pokoju. Drugą żoną Ole jest Daria Domraczewa. Białorusinka to bardzo utytułowana biathlonistka. Ma na swoim koncie sześć medali olimpijskich w tym cztery złote, jest dwukrotną mistrzynią świata i zdobywczynią Kryształowej Kuli. Miłość spadła na tę parę niczym przysłowiowy „grom z jasnego nieba.” Ślub Państwa Bjoerndalen odbył się w 2016 r. Rok później na świat przyszła ich córka Xenia. Aktualnie niedawni mistrzowie zamieszkuje w Mińsku i ciesząc się rodzinnym szczęściem.

Mimo, iż  Norweg nie został powołany na igrzyska w Pjongczang to i tak w nich uczestniczył jako członek sztabu trenerskiego reprezentacji Białorusi.

Nowe życie. Inne życie. Lepsze życie?

Jak będzie wyglądała przyszłość Mistrza – nie wiadomo. Może zostanie trenerem, komentatorem lub będzie projektował wraz z małżonką ubrania. Pewne jest natomiast, że Ole Einar Bjoerndalen na zawsze pozostanie ikoną i legendą biathlonu, a jego następcom, nawet tak wybitnym jak Martin Fourcade czy Johannes Boe, trudno będzie choćby zbliżyć się do sukcesów i osiągnięć wielkiego Norwega.

https://www.przegladsportowy.pl/sporty-zimowe/biathlon/ole-einar-bjoerndalen-konczy-kariere/ryf8rec

https://pl.wikipedia.org/wiki/Ole_Einar_Bj%C3%B8rndalen

https://www.youtube.com/watch?v=w7XpciqPNic

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *